Czy warto inwestować małe kwoty na giełdzie? Moja szczera odpowiedź: TAK. I to bardziej niż myślisz.
Dostaję co jakiś czas wiadomości typu: „Chcę zacząć inwestować, ale mam tylko 50 zł miesięcznie. To ma sens?”
I za każdym razem mam ochotę złapać tę osobę za ramiona i powiedzieć: „Błagam, zacznij! Małe kwoty to nie wada — to strategia.”
Nie musisz być milionerką, żeby wejść na giełdę.
Kiedy sama zaczynałam, też wydawało mi się, że trzeba mieć jakąś magiczną kwotę startową, najlepiej równowartość średniej krajowej. Dopiero potem ogarnęłam, że giełda to nie ekskluzywny klub, gdzie wejściówką jest walizka pieniędzy.
Dziś serio można zacząć od kilku dyszek. Dzięki ETF-om, akcjom ułamkowym i niskim prowizjom, bariera wejścia jest śmiesznie niska. I bardzo dobrze — bo największym kapitałem na początku nie są pieniądze, tylko czas.
Procent składany jest potężniejszy niż najdroższy trener personalny.
Tylko spójrz — 100 zł miesięcznie, 7% średniorocznie, 10 lat.
Wpłacasz 12 000 zł, dostajesz ok. 17 000 zł.
Po 20 latach robi się z tego ponad 50 tys., a po 30 latach spokojnie sześciocyfrowa kwota.
I wiesz co? Najtrudniejsze w tym wszystkim jest zacząć.
Reszta to matematyka i cierpliwość.
Małe kwoty budują nawyk, a nawyk buduje portfel.
Kiedy pierwszy raz zainwestowałam małą, absolutnie nieimponującą kwotę, coś kliknęło. Nie chodziło o zysk — raczej o to, że w końcu robię coś dla siebie z myślą o przyszłej mnie.
Regularne inwestowanie z małych pieniędzy uczy dyscypliny, oswaja z emocjami, uczy podstaw. To taki trening przed poważniejszym biegiem.
A jak już te kwoty zaczną rosnąć — a rosną zawsze szybciej, niż się spodziewamy — czujesz się na rynku jak u siebie.
Co można kupić za drobne? Więcej, niż myślisz.
U mnie na początku dominowały ETF-y: szerokie indeksy, trochę tematycznych, zero wygibasów. Do tego kilka pojedynczych akcji, które mogłam ogarnąć ułamkowo.
Nie trzeba cudów — wystarczy prosty, powtarzalny plan.
Kiedy mówiłam „nie inwestuj”?
Są tylko trzy momenty, kiedy radzę STOP:
➡️masz długi konsumenckie (oprocentowanie zje Ci każdy zysk),
➡️oczekujesz szybkich fajerwerków,
➡️panikujesz przy -2% na portfelu.
Giełda to nie kasyno i nie miejsce na emocjonalne rollercoastery. To maraton, w którym biegną Ci, którzy potrafią się nie nudzić.
Podsumowując: zacznij. Teraz. Od małego.
Jeśli miałabym podać jedną rzecz, której żałuję, to tego, że nie zaczęłam wcześniej — choćby od śmiesznie małych kwot. Bo właśnie te małe kwoty są paliwem, które pozwala procentowi składanemu robić swoje czary.
Jeżeli więc zastanawiasz się, czy Twoje 30, 50 czy 100 zł miesięcznie ma sens — to powiem Ci szczerze: Ma. I to ogromny.
Twoja przyszła wersja Ciebie już Ci dziękuje.
📊 „Niech Twój trading będzie bardziej przewidywalny niż świąteczne kolejki do sklepu – Traderka.”
Komentarze
Prześlij komentarz